Zobacz jak wyglądały pudełka z grami 20 lat temu. Wspominamy zwykłe pudełka, które dziś byłyby kolekcjonerskimi wydaniami.
Dawno, dawno temu… zanim internet był dla każdego dostępny, zanim memy były naszym dobrem narodowym. Gracze nie kupowali jedynie kodu do pobrania gry, a szukali w sklepach* pudełek. W pudełkach producenci umieszczali istne cuda. Po 6 płytek CD a wszystkie z gigantyczną pojemnością około 200mb, 120 stronicowe instrukcje, 300 kartkowe poradniki, reklamy innych produktów firmy, dodatki a czasem nawet coś wyjątkowego.
„Komu to przeszkadzało?”
Dziś taki opis jak wyżej kojarzymy raczej jako edycje kolekcjonerskie. Ale kiedyś był to standard dla każdego szanującego się wydawcy. Fakt, że zdecydowaliśmy się na ich produkt na tym skromnym wówczas rynku musiał być nagrodzony. Stąd kupujący oprócz tytułu, który przecież mógł łatwo spiracić. Otrzymywał instrukcje i to nie taką śmieszną kartkę jaką dzisiejsi gracze kojarzą. Niegdyś instrukcja była opasłym tomem, zawierała zasady świata przedstawionego, czasem jakieś żarty, czasem drobne opowiadania związane z tytułem. Zazwyczaj w pewien sposób instrukcja była elementem gry.
Niektórym to nie wystarczało. Wtedy mogliśmy liczyć na poradnik, albo płytkę z jakimiś dodatkami lub patchami (patche dodawano kiedyś na płytkach, zazwyczaj w znowionych wydaniach. Często zmieniano pudełko, dodawano płytę z patchem, z polonizacją a czasem nawet zmieniał się wydawca). Poradnik był świetną sprawą bo często mogliśmy czytać „co postać z gry nam przekazuje”. Oczywiście plusem była też sama zawartość, gdyż przypominam naszym growym następcom, że wasi ojcowie internetu nie mieli… więc jak przejść misję „nie do przejścia to cholerstwo” albo pokonać „PRZESADZILI Z TYM BOSEM” można było się dowiedzieć tylko z poradnika.
„Skoro tak… to dlaczego teraz jest jak jest?”
No właśnie…. argumentów wydawców jest kilka. Po pierwsze mówią nam, że dzisiejszy gracz jest już innym graczem. Nie chcemy podobno już czytać instrukcji, przechodzić samouczków a poradnik mamy łatwo dostępny po kilku kliknięciach, w internecie
(Tutaj pytanie do was, czy rzeczywiście tak bardzo nie lubicie czytać,że rezygnujecie z takich dodatków?)
Na to odpowiadam – czytamy na internecie bo od wydawców nie mamy czego czytać.
Inni wmawiają nam, że chodzi o ekologie… 400 stron papieru rzeczywiście nie wydaje się sympatyzować z Puszczą Amazońską, idzie się nawet o krok dalej. Otóż plastik nie sympatyzuje zaś z ziemią i naturą w ogóle, więc zachęcani jesteśmy do kupowania kodu i dodawania gry do wirtualnej biblioteki.
Jeżeli rzeczywiście by tak było, twórcy powinni się decydować na instrukcje i poradnik w formie pdf (czasem faktycznie taki się widuje, nie mniej rzadko). A co najważniejsze, skoro rezygnujemy z instrukcji, poradniku, płytek, pudełka, opisów, reklam, dodatków. To czy gra nie powinna być tańsza ? Tymczasem nie raz taniej kupimy pudełkową wersje na wyprzedaży niż wirtualny i ekologiczny kod w internecie.
Według nas.
Gry to dzisiaj gigantyczny biznes. Uważam, że opinie wydawców to tylko mydlenie oczu dobrem przyrody. Osobiście uwielbiam gdy twórcy nawet w podstawowej wersji gry, obdarzą mnie mapą świata, instrukcją pachnącą drukiem i poradnikiem z odrobiną humoru. Jak najbardziej jestem za ekologią, ale przecież płacimy za ten produkt, wydawca zaś płaci za papier, a człowiek, który dostarcza papier płaci właścicielowi drzewa, który w efekcie sadzi więcej drzew by zwiększyć za parę lat zyski. Nikt przecież dziś masowo na dziko nie wycina drzew by wydrukować instrukcje do gry.
Co wy myślicie? I czy wyróżnilibyście jakiegoś producenta lub wydawce, który mimo to dba o nasze dobro? W końcu jesteśmy klientami. Trzymajcie się.
Ciekawostka* – Młodsi gracze być może nie pamiętają tych czasów, ale kiedyś nawet supermarkety typowo spożywcze miały swoje wielkie działy wypełnione tylko grami. Setki pudełek misternie zabezpieczonych przed kradzieżą, a czasami specjalne koszyki z grami za grosze. Robiono także na prawdę kiepskie gry żeby je dołączyć do produktów, i zachęcić ludzi do kupna płatków śniadaniowych, czipsów czy czekolady.